Planowaliśmy dwa tygodnie szwendania się po górach… Mieliśmy zacząć w Tatrach by następnie kierować się na zachód, następnie w kierunku Czech gdzie ostatnie dni mieliśmy spędzić na rowerach. Cztery godziny przed wyjazdem anulowaliśmy kupione bilety i tego samego dnia zapakowaliśmy się w nocny pociąg w innym kierunku. Nadal nie znamy do końca przyczyny tej decyzji…
Góry
Izerskie. Świeradów Zdrój. Nie pierwszy raz już. Ulubione miejsce
zarówno niemieckich emerytów jak i fanów rowerowego enduro. Urlop
zaczął się od potężnej burzy, gdzie o dziwo namiot przeżył i
trzyma się do dzisiaj całkiem nieźle. Ale nie ma tego złego,
ponieważ błoto na ścieżkach tylko podkręciło atmosferę.
Znakomita odskocznia od etatu…
Po
trzech dniach pedałowania, postanawiamy ruszyć dalej. Tym razem
pieszo więc zapakowaliśmy zbędne rzeczy w paczkę i odesłaliśmy
do domu. Lżejsi o parę kilo ruszamy czerwonym szlakiem Orłowicza.
Mkniemy Izerami prosto w Karkonosze. Jeśli ktoś szczególnie
preferuje kopalnie i bunkry to te szlaki są dla niego. Jeszcze tylko
nocleg w przypadkowo znalezionym o zmroku schronisku, o podejrzanie
brzmiącej nazwie Chatka Robaczka, gdzie współlokator mało nie
umarł na bezdech podczas chrapania i już następnego dnia witamy
się z ciut wyższymi górami. Ale nie o wysokości tutaj się
rozchodzi. Karkonosze są piękne. Szczególnie gdy zejdzie się z
głównego szlaku imponują różnorodnością. Tutaj prym wiedzie
strona czeska. Zapada w pamięć również z innego powodu. Szlaki są
bardziej wyludnione, więc to na plus, ale niestety niektóre zbyt
zurbanizowane. Nasi sąsiedzi starają się dostać na każdy szczyt
samochodem, również by następnie zjechać z niego hulajnogą. W
tym celu budują drogi asfaltowe…. Kiedy z plecakiem drepczesz pod
górę a za tobą trąbi nadjeżdżający samochód, w jednej chwili
burzy to twój światopogląd.
W
schronisku na Hali Szrenickiej barman zachęcał nas do odwiedzin
pobliskiego, przedwojennego budynku niemieckiej straży granicznej
oraz małego „jeziorka”, w którym to zimą bawi się w morsa.
Jako, że świeżo wykąpani, w japoneczkach i z piwkiem w ręku nie
pałaliśmy zachwytem nocnego spaceru to jednak perswazja naszego
gospodarza była na tyle skuteczna, że po chwili już wędrowaliśmy
w stronę wspomnianych dwóch miejsc. Jednym słowem
sześciokilometrowy górski spacerek w klapkach zaliczony.
Dodatkową atrakcją schroniska było nocne rykowisko. We wrześniu, polecamy to miejsce wszystkim, którzy chcieliby tego doświadczyć. Nasi rogaci kumple podchodzili do budynku, praktycznie pod same okna i dawali najgłośniejszy koncert na jakim byliśmy (do tej pory to Rammstein był najgłośniejszy). Naliczyliśmy pięć dostojnych sztuk. Kilka godzin ryczały. Do świtu. Do bólu. Naszego i ich.
Uwaga, AGITKA! Podczas drogi nie da się przejść obojętnie obok zaatakowanych przez kornika lasów świerkowych, tak…tak…, tego samego, celebryty o złej sławie… Z dumą i nadzieją zauważamy tablice informujące o naturalnym procesie jaki mamy przed oczami - odrodzenia się lasu. Wśród powalonych i „zjedzonych” drzew wyrastają silne, młode świerki. Zaraz zaraz…, skąd takie tablice podczas gdy władza głosi inną teorię? Czyżby jakiś bunt? Tutaj paradoksalnie ciekawostka: kilka dni później, w jednym ze schronisk usłyszeliśmy, że minister zwolnił ponad 30 członków Rady Ochrony Przyrody, którzy krytykowali pomysł zwiększenia wycinki w Puszczy.
„A
każda jednaka myśl marna, każdy polityk to świnia czarna,
Kolonia karna, osobowość autorytarna… – Kazik Staszewski,
ciągle silny KNŻ
Podobne
tablice z infografiką są również w Czechach, informują natomiast
o zbyt szeroko idącej wycince lasów i skutkach z tym związanych.
Brawo!
Odwiedziliśmy
po drodze praktycznie wszystkie schroniska. Śmiało stwierdzamy, że
sława Samotni nie jest wyssana z palca. Położenie wręcz bajkowe,
klimat fantastyczny, grzaniec, pianino, pełnia, dobre towarzystwo.
All inclusive.
Rankiem
magia się kończy... Jako, że dzielimy pokój ze współorganizatorem
zawodów Marszobiegu „Lawina” (start Śnieżka - meta Samotnia),
uświadomił nas, że będą tu niebawem setki ludzi. Nie mylił się.
Tłum wylewający się na szlak przekracza nasze zdolności społeczne
i czujemy, że gdzieś trzeba uciekać. Nie spodziewaliśmy się, aż
takiego obłożenia i zainteresowania zawodami.
Górski
spokój odnajdujemy dalej, klucząc co po mniejszych ścieżkach po
czeskiej stronie. Znajdujemy Schronisko/Hotel Lucni bouda (1410 m
n.p.m.) łącznie z manufakturą piwną. Od 2012 roku warzy się
tutaj piwo. W Europie Środkowej to najwyżej położony browar. To
miejsce ma niesamowitą historię, dla przykładu ok. 1830 roku
znajdował się tutaj tajny warsztat gdzie fałszowano pieniądze (polecamy zielony szlak na prawo od browaru).
Tymczasem
szlak Orłowicza prowadzi dalej na wioski, w doliny… a tam nie
chcemy. Konsternacja. Mrużenie oczu w geście skupienia myśli.
Decyzja. Teleportujemy się w Tatry…
A
w Tatrach jak to w Tatrach. Obłędnie. ..i gorąco. Trafiliśmy w
pogodę.
Tatry
Zachodnie. Schronisko na Chochołowskiej, po obejściu pobliskich
szlaków, wieczorem czeka nas refleksja. Ktoś włączył tv a tam
informacje o walkach ludzi o dostęp do wody pitnej. Problem w
mediach dotyczy jednego regionu Indii i części Chin, natomiast w
rzeczywistości to dużo większe obszary. Tylko czekać na
wydarzenia rodem z Mad Maxa.
Będąc
w tych górach nie mogliśmy pominąć najlepszego naszym zdaniem
schroniska na Kondratowej. Ale coś się zmieniło... Dotychczas przy
włączaniu czajnika gasło światło w sali. Nastawała niesamowita
atmosfera. Niestety tym razem zasilanie zostało udoskonalone, efektu
nie było. Na szczęście towarzystwo znowu dopisało...
Kasprowy.
Przechodzimy bokiem, przynajmniej próbujemy, ale tej masy ludzi z
kolejki nie da się do końca uniknąć. Legendą już obrosły
wymyślne stroje turystów z Kasprowego, co organoleptycznie niestety
potwierdzamy. Pani ze skórzaną torebką na ramieniu, w bucie na
obcasie, a za nią mąż w lakierkach mijający nas na wąskim
przejściu to pikuś. Takich ciekawostek jest dużo więcej.
Niektórzy sprawiają wrażenie jakby przypadkiem weszli do wagonika.
Przemykając slalomem, słysząc gdzieś przypadkiem przewodnika
wycieczki, który opowiada tysięczny raz ten sam żart, trafiamy na
rozmowę kilku osób przed nami. Szybko poprawili nam humor.
-Następnym
razem wejdziemy na Kasprowy z buta.
-Po
co!? Ochujałeś?
-No
wiesz, taki „czelendż”
Super wpis i zdjęcia.
OdpowiedzUsuńZapraszam też tutaj https://prusator.pl/pluskwy-domowe-sposoby-zwalczania/